W 46 DNI DOOKOŁA ŚWIATA 2.02. - 17.03.1996r.

N O W A  Z E L A N D I A

  • Nazwa: Nowa Zelandia
  • Stolica: Wellington 328 ooo mieszk. (Aglomeracja - 1992 r.)
  • Czas pobytu: 23 luty - 2 marca (piątek - sobota) 1996 r.
  • Trasa: Auckland - Hamilton - Waitomo Caves - Te Kuiti - Bennydale - Rotorua - Taupo - Waiouru - Bulls - Wellington - Picton - Blenheim - Renwick - St. Arnaund - Kawatiri Junction - Lyell - Punakaiki - Greymounth - Franz Josef Glacier - Flox Glacier - Haast - Lake Hawea - Wanaka - Queenstown - Miford Sound - Queenstown - Cromwell - Tarras - Omarama - Twizel - Mount Cook - Lake Tekapo - Fairlie - Geraldine - Winchester - Ashburton - Christchurch - Wellington - Auckland
  • Klimat: Klimat na Wyspie Północnej jest morski, podzwrotnikowy, na Południowej umiarkowanie ciepły, gdzie zimy są dość chłodne, a lata upalne. Średnia lipca wynosi od +3-5˚C na S do 12˚C na N, w styczniu odpowiednio 12˚C do 19˚C. Ogólnie zimy zachodnich części wysp są cieplejsze (prąd morski), a wschodnie chłodniejsze (latem jest odwrotnie). Opady w ciągu całego roku z wyraźnym minimum w grudniu i styczniu, a maksimum w lipcu. Absolutne maksima na Wyspie Południowej w górach. Deszcze z reguły ulewne, lecz krótkotrwałe, stąd duża liczba dni słonecznych. Ze względu na urozmaiconą rzeźbę terenu występują liczne odmiany mikroklimatu. Należy pamiętać o odwróceniu pór roku w stosunku do Europy.
  • Noclegi: samochód typu campervan ustawiany na campingach
  • Waluta: 1 dolar nowozelandzki (NZ$) = 100 centów; 1 USD = 1,43 NZ$ (23.II. - 2.III.1996).
    Banki są otwarte od poniedziałku do piątku od 9.30 do 16.00.
    Powszechne są w użyciu karty kredytowe.
  • Czas: + 12 GMT
  • Dni świąteczne: 1.I., 6.II. (święto narodowe), 25.IV., pierwszy poniedziałek czerwca, 4 poniedziałek października, 25, 26.XII.
  • Religie: anglikanie 24,3%, prezbiterianie 18,0%, katolicy 15,2%, metodyści 4,7%, baptyści 2,1%
  • Narodowości: Europejczycy 82,2%, Maorysi 9,2%, Polinezyjczycy 2,9%
  • Język urzędowy: angielski (w użyciu jest również sporadycznie maoryski)
  • Elektryczność: 240 V, 50 Hz
  • Opłata lotniskowa: 20 NZ$
  • Samochód: z wypożyczalni "MAUI" w Auckland (w pobliżu lotniska), Richard Pearse Drive, managere Private Bag, tel. (09) 275-3529, fax (09) 275 9019, Ford Trader 0510, campervan 6-osobowy nr rejestracyjny SF 1098, 5-biegowy ze wzmocnieniem na obszary górskie (power), ze skrzynią ręczną, ciężar netto 3140 kg, całkowity 5930 kg, wyposażony jak australijski, ale bez aircondition. Cena wypożyczenia ww. samochodu około 260 NZ$ dziennie z ubezpieczeniem, wymagane prawo jazdy międzynarodowe (wystarczyło kat. B), szybkość dopuszczalna na drogach wynosi 100 km/godz. (teren zabudowany 50 km/godz.), ruch jest LEWOSTRONNY.
  • Paliwo: bezołowiowa 0,909 NZ$/l, super 0,959 NZ$/l, diesel 0,529 NZ$/l - ceny z 1.III. w Ashburton, stacja CALTEX (średnie ceny 1 litra od 0,529 w Ashburton do 0,597 w Haast. Średnie spalanie na całej 2557 km trasie wyniosło 15,93 l/100 km, od 12,67 do 17,49 l/100 km)
  • Ambasada RPw Nowej Zelandii: brak (obsługuje Ambasada z Australii)

23 dzień - 24 luty (sobota) 1996 r.

Trasa: Auckland (21 km) - Hamilton (147 km) - Otorohanga - Waitomo Caves - Te Kuiti - Bennydale - Whakamaru (330 km/31 886)
(W) 7.45 (S) 22.15 (O) 12.30 z Auckland (P) 18.30 na camping

Po wczorajszych niezbyt zachęcających wrażeniach z nocnych wędrówek po Auckland, dziś z samego rana robimy dzienną powtórkę. O 9-tej podjeżdża zamówiony busik i jedziemy do wypożyczalni MAUI koło lotniska, przy okazji kupujemy bilety na prom, między wyspami Północną i Południową. Potem jemy prawdziwe, bardzo dobre angielskie śniadanie w Penys Family Restaurant, gdyż rano w hotelu usiłowaliśmy tylko wypić kawę i herbatę. W pobliskim markecie robimy zakupy na trasę, rezygnujemy ze zwiedzania Auckland i jedziemy do jaskiń w Waitomo - GLOW WORM, gdzie jesteśmy około 15-tej.Faktycznie duże wrażenie robi zwiedzanie jaskiń łodzią wśród świecących larw jak świetliki. Około 16.30 jedziemy dalej; udajemy się w kierunku Rotorua. Krajobrazy wspaniałe, wyjątkowa pagórkowatość terenu i bogactwo zieleni. Na chwilę zatrzymujemy się nad zaporą Whakamaru (elektrownia szczytowo-pompowa), po kilku kilometrach decydujemy się na nocleg na campingu, z bardzo sympatycznym gospodarzem nad jeziorem Whakamaru (Christian Youth Camp P.O. Box 87 MANGAKINO, tel. (07) 343 2352). Jesteśmy tutaj o 18.30, ostatecznie rozpakowujemy się w samochodzie na kolejne 7 dni, panie robią pranie, a wieczorem przy kolacji był szampan urodzinowy jednego z uczestników.

24 dzień - 25 luty (niedziela) 1996 r.

Trasa: Whakamaru - Upper Atiamuri - Rotorua - Blue Lake - Buried Village - Rotorua - Waiotapu - Huka Falls - Taupo (189 km/32075)
(W) 8.15 (S) 23.00 (O) 10.00 z campingu (P) 11.00 w Rotoma (O) 18.15 z Rotoma (P) 20.30 do Taupo

img Rotorua - Gejzer Pohuku

Z trudem udało się nam wyjechać z campingu o 10-tej. Krajobrazy wspaniałe, po godzinie podekscytowani jesteśmy w Rotorua. Zaczynamy pobyt od zapoznania się z obszarem termalnym WAAKAREWAREWA (przedmieście Rotorua) z gejzerem Pohutu na czele, gorącymi źródłami, wulkanami błotnymi, w południe idziemy na występ regionalnego zespołu MAORYSÓW. Tutaj oglądamy symbol kraju, ptaka KIWI, potem dalszy ciąg wędrówki. Około 14-tej jedziemy nad jezioro Niebieskie i Zielone (krótki postój), potem zwiedzamy wioskę Buried (miejscowa "Pompeja") oraz wodospad Wairere. Na zakończenie jedziemy nad jezioro Tarawera.

img Rotorua - wulkany błotne

Po powrocie do Rotorua około 16-tej jemy lunch (większość restauracji o tej porze zamknięte), potem robimy uzupełniające zakupy, objeżdżamy centrum miasta i po 18-tej opuszczamy miasto. Po kilku minutach spotyka nas przykra niespodzianka, nie możemy zwiedzić drugiego obszaru termalnego "WAIOTAPU", gdyż czynny był do 18.00 (sądziliśmy, że do 20.30 jak podaje przewodnik). Udaje się nam obejrzeć go tylko z pobliskiego wzgórza oraz pojechaliśmy do gejzeru Lady Knox (on wybucha o 10.15 a.m.) i wulkanów błotnych. Poirytowani jedziemy dalej, o zmroku oglądamy wodospad Huka pod Taupo. W Taupo po zakwaterowaniu się na campingu idziemy na spacer do miasta położonego nad potężnym jeziorem wulkanicznym Taupo, który kończymy przy piwie w jednej z restauracyjnych sal z solistą gitarowym. Dzwoniliśmy do kraju (ostra zima), dziś kolacji nie ma, na zakończenie dnia jest tylko po lampce wina.

25 dzień - 26 luty (poniedziałek) 1996 r.

Trasa: Taupo - Turangi - Waiouru - Bulls (229 km) - Levin - Wellington (378 km) - Picton - Spring Creek (533 km/32608)
(W) 7.00 (S) 23.00 (O) 8.00 wyjazd z Taupo (P) 14.05 przyjazd do Wellington (O) 17.38 prom odpływa z Wellington (P) 20.40 zjeżdżamy z promu w Picton, na campingu jesteśmy o 21.05

img Rotorua - wybuch gejzera

Szybko wyruszamy na trasę, gdyż nie tylko musimy zdążyć na prom, ale choć pobieżnie zwiedzić Wellington. Przez dłuższy czas jedziemy wschodnim brzegiem jeziora Taupo, za Rangipo krajobraz diametralnie się zmienia na wulkaniczny, jedziemy wzdłuż wschodniej granicy Parku Narodowego Tongarino z najwyższym czynnym wulkanem Nowej Zelandii Mt. Ruapehu 2297 m n.p.m. Krótki odpoczynek na kawę i spacer w Bulls, przed Wellington na parkingu zatrzymujemy się na owocowy lunch. Po przyjeździe do Wellington udajemy się na ponad 2-godzinne zwiedzanie city m.in. Fowler Centre, opera, katedra, kościół prezbiteriański, Muzeum Morskie, port. Przed 17-tą jesteśmy na promie, pogoda dobra, Cieśnina Cooka lekko kołysze. Promem ARAHURA pokonaliśmy 96 km i wieczorem jesteśmy w Picton. Biwakujemy na kolejnym campingu KIWI

26 dzień - 27 luty (wtorek) 1996 r.

Trasa: Spring Creek - Blenheim (6 km) - Renwick - St. Arnaud (108 km) - Kawatiri Junction (134 km) - Lyell - Panakaiki - Greymouth (356 km) - Franz Josef Glacier (533 km/33 141)
(W) 6.40 (S) 23.10 (O) 8.45 z campingu (P) 18.30 camping w Franz Josef Glacier

img Nowa Zelandia - Lodowiec Franz Josef

Pogoda dobra choć w oddali góry spowite w mgłach i chmurach. Za Blenheim skręcamy na zachód w drogę regionalną nr 63, jedziemy wzdłuż doliny Wairou, ruchu prawie nie ma. Po półtora godzinnej jeździe jesteśmy nad jeziorem Rataiki w Nelson Lake National Park. Krótki postój i jedziemy dalej wzdłuż kolejnej doliny biorącej początek od jeziora, krajobrazy wspaniałe. Przed Lyell zatrzymujemy się na "sesję zdjęciową", potem na kawkę. Około 13-tej jesteśmy już nad morzem Tasmana na terenie Paparoa National Park w pobliżu Punakaiki (oglądamy niecodzienny widok skalnego wapiennego brzegu morskiego - Pancake Rocks and Blowholes).

img Wrota lodowca Franz Josef

Od rana towarzyszą nam jadące z reguły w kierunku przeciwnym stare automobile z początku XX wieku zdążające na piątek na 40-któryś Międzynarodowy Zjazd (Rajd) odbywający się w tym roku w Nowej Zelandii i kończący się w Christchurchu, wehikuły wspaniałe. Około 14.30 jesteśmy w Graymouth, gdzie zatrzymujemy się na lunch, zakupy i krótki odpoczynek. Po ponad godzinie jedziemy dalej, droga za Ross oddala się od brzegu morskiego. Już w oddali widać najwyższe kulminacje Alp Południowych. Około 19-tej docieramy do celu, czyli na kolejny camping KIWI we Franz Josef Glacier (Mount Cook z lodowcami jak na dłoni, pogoda ustabilizowana, świetna). Przed zachodem słońca idziemy na spacer do miasteczka na lody.

27 dzień - 28 luty (środa) 1996 r.

Trasa: Franz Josef Glacier - Fox Glacier (37 km) - Jacobs River - Lake Paringa - Haast E. (147 km) - Przełęcz Haast (1716 m n.p.m.) - Lake Hawea - Wanaka (295 km) - Queenstown (402 km/33543)
(W) 5.55 (S) 23.40 (O) 8.45 z Franz Josef Glacier (P) 19.20 do Queenstown

img Queenstown - jezioro Hawea

Dziś dzień bardzo oczekiwany, będziemy oglądać lodowce. Po wczesnej pobudce z campingu wyjeżdżamy o 8.45, po przejechaniu 4,5 km od drogi głównej szutrowej w dolinę lodowca Franz Josef, jesteśmy na parkingu razem z wehikułami, które były na naszym campingu. Pogoda jak na zamówienie, idziemy na pieszą wycieczkę do samych wrót lodowca, skąd wypływa rzeka. Zajmuje to nam 1h 10m w obie strony (około 4 km) razem z małym opalaniem.O 10.15 jedziemy do kolejnego lodowca FOX, gdzie na parkingu jesteśmy po 50 minutach (3,7 km z drogi głównej szutrówką). Znów godzinny spacer (około 3 km), też do czoła lodowca (trochę inna dolina i lodowiec też). W południe żegnamy się z lodowcami, czyli z Mount Cook National Park i po godzinie zatrzymujemy się na owocowy lunch nad brzegiem (na plaży) M. Tasmana w Jacobs River. Zmienił się krajobraz, gdyż jedziemy wybrzeżem, zieleń oszałamiająca (lasy deszczowe).

img Jezioro Hawea

W Haast jesteśmy około 16-tej, bierzemy kurs na południe w poprzek Alp Południowych, mozolnie wspinamy się na Przełęcz Haast - droga i widoki fantastyczne. W pobliżu Lake Hawea nad jeziorem o tej samej nazwie zatrzymujemy się na kolejną sesję zdjęciową - widoki zapierają dech. W pobliżu Wanaki decydujemy się na skrót i jedziemy drogą, którą nie powinniśmy (wypożyczając samochód w Auckland zaznaczono nam na mapie 3 drogi, którymi naszym samochodem nie powinniśmy jechać). Opłaciło się, wprawdzie droga później stała się szutrowa i dosyć wąska, ale prawie bez ruchu, natomiast widoki niezapomniane, zwłaszcza po osiągnięciu przełęczy Crown Range Saddle i zjazd w kotlinę Queenstown, gdzie docieramy o 19.20 pod wieczór.Potem idziemy na spacer po czyściutkim mieście (sporo Japończyków turystów i Chińczyków właścicieli sklepów i restauracji) kończąc go piwem w oryginalnym pubie. Postanowiliśmy nie jechać na fiord lecz lecieć (ryzykowna decyzja ze względów pogodowych nad fiordem). Telefon do kraju (nadal zima trzyma ostro).

28 dzień - 29 luty (czwartek) 1996 r.

Trasa: Queenstown - Milford Sound (130 km) - Queenstown (300 km) - Cromwell (345 km) - Tarras - przełącz Lindis (971 m n.p.m.) - Omarama (447 km) - Twizel - Glentanner Park (543 km/34086)
(W) 6.00 (S) 22.50 (O) 10.20 samolot z Queenstown (P) 13.50 przylot powrotny do Queenstown (O) 15.30 ostateczny wyjazd z Queenstown (P) 19.40 na camping w Glentanner

img Wodospad nad jeziorem Wakatipu

Pierwsze wiadomości o pogodzie w fiordzie są złe (pogoda w rejonie fiordu charakteryzuje się dużą zmiennością, dynamiką), lot przesunięty z 7 na 10-tą. Po 9-tej jest autobus z agencji, zabiera nas i 4 Niemców, czyli lecimy. O 10.20 odlatujemy małym 20-osobowym samolocikiem typu de Havilland DHC6 Twin Otter Mount Cook Airline nr rejsu TFS, chmury są, ale widoczność jest dobra m.in. Mount Cooka, starszy doświadczony pilot oprócz demonstracji precyzji lotu nad dolinami i górami tuż u podstawy chmur objaśnia nam trasę.

Po 35 minutach lądujemy w fiordzie, o 11.30 odpływamy już statkiem wycieczkowym na 40 km okrężną wycieczkę (około 1.30 godz.), pogoda się psuje, ale na szczęście widoczność jakaś jest (trochę siąpi), na statku jemy lunch. Po powrocie do portu wracamy z przygodami tym samym samolocikiem (wpadaliśmy w "dziury powietrzne") o 13.50 do Queenstown. Nie lecimy nad wodospadem Sutherland (jeden z największych w świecie, ponad 600 m) gdyż chmury są za nisko, tylko prosto "do domu" nad chmurami. Mimo średniej pogody wycieczka była pyszna. Nie zdążyliśmy tylko na wycieczkę statkiem T.S.S. "Earnslaw" - Pani Jeziora po jeziorze Wakatipu z Queenstown (była w ramach wykupionej w agencji wycieczki, sam przelot kosztował 102,5 AZ$).

img Monht Cook

Ostatecznie miasto żegnamy o 15.30, po drodze zatrzymując się na drobne zakupy i potem obserwację raftingu na Kawaru (ze względu na przymusowy postój z powodu prac drogowych). Przed Omarama zatrzymujemy się na kawę nad jeziorem, wieje bardzo silny wiatr. Na campingu jesteśmy późnym wieczorem, jest chłodnawo, ale za to wspaniały widok Mount Cooka. Złapaliśmy gumę (prawy tył). Po campingu uganiają się dzikie króliki.




29 dzień - 1 marzec (piątek) 1996 r.

Trasa: Glentanner Park - Mount Cook (około 15 km) - Lake Taupo (135 km) - Przełęcz Burke (701 m n.p.m.) - Fairlie (178 km) - Geraldine (234 km) - Winchester - Ashburton (284 km) - Christchurch (402 km/34488)
(W) 7.00 (S) 23.40 (O) 8.20 z campingu (P) 9.00 do Mount Cook (O) 12.00 odjazd z Mount Cook (P) 16.20 do Christchurch

Ze wschodu słońca nic nie wyszło, o 8.20 opuszczamy camping, problemu koła też nie udało się nam rozwiązać na miejscu, dokonujemy tego dopiero po dojechaniu do Mount Cook Village (około 20 km), gdzie jesteśmy o 9-tej. Po pół godzinie jesteśmy gotowi do dalszej drogi, czyli do doliny Tasmana (drogą gruntową od głównej 7,2 km) do największego lodowca Nowej Zelandii o tej samej nazwie. Wcześniej objechaliśmy wioskę i obfotografowaliśmy lodowce Hookera i Muellera. Podchodziliśmy na morenę boczną (około 1 km) lodowca i przed nami zaskakujący widok, cały jęzor lodowca pokryty gruzem skalnym. Około 11-tej opuszczamy Mont Cook National Park zostawiając za plecami najwyższy szczyt, oddalamy się od gór. Krajobraz jest surowy, pokonujemy przełęcz Burke. Decydujemy się na skrót w Fairlie i skręcamy na zachód (bardzo interesujący krajobraz), do drogi głównej nr 1 docieramy w Winchester, o 14.20 jesteśmy w Ashburton, zatrzymujemy się na lunch. Do celu, czyli Christchurch docieramy do 16.20. Jedziemy nadmorską niziną. Daleko na północy na horyzoncie widać zarys pasm Alp Południowych. Zwiedzanie miasta zaczynamy od piwa w barze, potem interesująca katedra anglikańska i wędrówka pasażem city. Po 19-tej jedziemy na camping koło lotniska. W mieście były widoczne automobile jadące na metę rajdu. Pogoda się psuje, ale nie pada.

30 dzień - 2 marzec (sobota) 1996r.

Trasa: Christchurch (lotnisko) - Wellington (313 km) - Auckland (794 km) - Nadi (2950 km/37 438)
(W) 7.30 (S) 23.00 (O) 8.40 z campingu (P) 13.53 w Auckland(O) 17.34 z Auckland (P) 19.08 w Nadi (O) 20.36 z Nadi

Rano niestety siąpi (w zasadzie to pierwszy deszcz w Nowej Zelandii, nie licząc przelotnego w Milordzie), przeszkadza to ostatecznemu spakowaniu się. O 8.40 opuszczamy camping, po paru minutach jesteśmy na lotnisku. Dziewczyny zostają z bagażami, a my jedziemy oddać camper (poszło bardzo szybko, busik odwozi nas na lotnisko), po powrocie udaje się nam zrobić odprawę biletowo-bagażową do Honolulu. Około 10-tej jesteśmy wolni, czyli ostatnie nowozelandzkie zakupy. O godzinie 11.46 startujemy boeingiem 737-200 "PIOPIO" nr rejsu NZ 450 Air New Zealand o godzinie 12.20 po pokonaniu 306 km lądujemy na krótko w Wellington, mały spacer po lotnisku i o 13.02 lecimy dalej (znów małe drugie jedzonko w samolocie) i o godz. 13.53 po pokonaniu 461 km lądujemy w Auckland (zamknęliśmy kolejne kółko). Po wyjściu z rękawa idziemy na autobus lotniskowy i przejeżdżamy na odległy o 2 km terminal międzynarodowy. Znów małe zakupy, emigration, cło (odbieramy zakupy z wolnocłowej strefy, napoje, itd.). O godz. 17.31 startujemy boeingiem 767 nr rejsu NZ 50 Air New Zealand, samolot prawie pełny, na obiad dostajemy rybę. Po nieco ponad 2,5 godzinie lotu i pokonaniu 2156 km lądujemy w Nadi (+ 12 GMT) na FIJI o 19.08 (zegarek cofamy o 1 godzinę), czuje się inny klimat jest + 31˚C i znaczna wilgotność. Wszyscy idziemy na zakupy w bardzo taniej strefie wolnocłowej. Po godzinie znów jesteśmy na pokładzie samolotu. O 20.35 startujemy do Honolulu. Samolot znów pełny. Około 22.30 otrzymujemy obiad, po 23.00 śpimy gdzieś nad Pacyfikiem.

31 dzień - ZNÓW 2 marzec po raz WTÓRY (sobota) 1996r.

Trasa: Nadi - Honolulu (5107 km) - Lihue (5273 km) - Lihue (5325 km/42 763)
(W) 4.00 (S) 21.50 (P) 4.35 Honolulu (W) 7.20 z Honolulu (P) 7.50 w Lihue

H A W A J E

  • Nazwa: State of Hawai (50 stan USA)
  • Stolica: Honolulu na Wyspie Oahu - 365 000 mieszk. 836 000 mieszk. aglomeracja - 1995 r.
  • Czas pobytu: 2 - 7 marca (sobota - czwartek) 1996 r.
  • Trasa: Honolulu - Lihue - Koloa - Poipu - Koloa - Hanepepe - Waimea - Waimea Canyon - Waimea - Koloa - Lihue - Kapoa - Lihue - Honolulu - Kailua (Kona) - Captain Cook - Waiohinu - Kalalea Heiau - Waiohinu - Volcano - Hilo - Waiki - Puuanahulu - Kailua - Honolulu
  • Klimat: Klimat zwrotnikowy morski, średnia temperatura w lutym + 18-21oC, sierpniu + 21-25oC, wpływ na klimat ma pasat (tradewind) wiejący przez co najmniej 300 dni w roku z NE (silniejszy w dzień) obniżający wilgotność powietrza. Wysokie strony nawietrzne wysp mają maksimum opadów stąd i bujna roślinność, strony zawietrzne (SW) mają dużo mniej opadów i maksimum dni słonecznych (do 325 w roku). Czasem są wyjątki od tego obrazu tzn. południowy wiatr Kona i tropikalne burze zwane sztormami Kona. Pora deszczowa to okres XII - III, wtedy pada najwięcej. Ogólnie się uważa, że klimat Hawajów jest najzdrowszy na świecie.
  • Noclegi:
    (1) LIHUE - COLONY BANYAN HARBOR Resort, 3411 Wilcox Road, Lihue, Hawaii 96766, tel. (808) 245-7333, fax (808) 322-3411, fax (808) 322-3245, tel. bezpłatny 1-800-422-6926. Apartament 2-osobowy w tym ośrodku wypoczynkowym kosztował 88,14 USD za noc, obiekt posiadał urządzenia rekreacyjne m.in. korty, basen, itp. Przebywaliśmy tu od 2 do 4 marca;
    (2) KONA - KONA SURF Resort and COUNTRY CLUB 78 128 Ehukai Street, Kailua - Kona, Hawaii 96740, tel. (808) 322-3411, fax (808) 322-3245, tel. bezpłatny 01-20-086801, apartament 2-osobowy w tym wspaniałym ośrodku kosztował 120,09 USD za noc ze śniadaniem. Ośrodek ten m.in. posiadał basen. Kompleks obiektów gastronomicznych. Obiekty rekreacyjne (tenis itp.) położony jest bezpośrednio nad morzem (bez plaży, bo brzeg skalisty lawowy). Przebywaliśmy tu od 4 do 6 marca 1996 r.
    (3) HONOLULU - The PLAZA Hotel 3253 N. Nimitz Highway, Honolulu, Hawaii 96819, tel. (808) 836 - 3636, fax (808) 834 7406, tel. bezpłatny 1-800-423-8733 ext 369, apartament kosztował 105,76 USD ze śniadaniem. Hotel położony jest obok lotniska (500 m). Przebywaliśmy tam od 5 do 6 marca 1996r.
  • Waluta: dolar USA, banki są z reguły czynne od poniedziałku do czwartku w godz. 10.00 do 16.00 i w piątki 10.00 - 18.00, liczne bankomaty, karty kredytowe w powszechnym użyciu.
  • Czas: - 10 GMT
  • Dni świąteczne: 1.I., 4.VII. (święto narodowe - Dzień Niepodległości), 25.XII. (obowiązujące w całym USA)
  • Narodowości: biali 24,5%, Japończycy 23,2%, Polinezyjczycy 20,0%, Filipińczycy 11,7%
  • Język urzędowy: angielski
  • Elektryczność: 110 - 115 V, 60 Hz
  • Opłata lotniskowa: zawsze wliczana w cenę biletu
  • Samochód:
    (1) LIHUE - BUDGET, Ahukini Rod P.O. Box 1292 Lihue, Hawai 96766 tel. (808) 245-9031 (z lotniska do wypożyczalni podwozi busik). Za 2 dni wypożyczenia samochodu marki Lincoln 5-osobowy automatik z air-condition (nr rejestracyjny KP 2579 Aloha State) zapłaciliśmy 237,30 USD z ubezpieczeniami. Przejechaliśmy 298 km (tj. 185 Mn), średnie spalanie wyniosło 6,14 G/100 Mn
    (2) KONA - BUDGET, Keahole Airport, Keahole, Hawai 96740, tel. (808) 329-8511 (z lotniska do wypożyczalni podwozi busik). Za 2 dni wypożyczenie 5-osobowego samochodu marki Lincoln-Continental (automatic) 32V Intech V* z air-condition (nr rejestracyjny MBK 572 Aloha State) zapłaciliśmy 181,05 USD z ubezpieczeniem. Przejechaliśmy 560 km (tj. 348 Mn), średnie spalanie wyniosło 5,86 G/100 Mn. Samochód był nowiutki.
    (3) HONOLULU - BUDGET, International Airport, Honolulu Hawai 96819, tel. (808) 537 - 3600 (z lotniska podwozi busik). Za 1-dniowe wypożyczenie 5-osobowego Lincolna automatica z air-condition (nr rejestracyjny GCG011 Aloha State) zapłaciliśmy 119,64 USD z ubezpieczeniem. Przejechaliśmy tylko 39 km (tj. 24 Mn). Samochód był taki sam jak w Lihue. Wszystkie ww. samochody tankowaliśmy benzyną regular (87).
  • Paliwo:
    (1) Lihue 2-4.III.1996
    - regular (87) 1,669 USD/galon;
    - premium (92) 1,689 USD/galon (bezołowiowa);
    (2) Hilo 5.III.1996 - regular (87) 1,799 USD/galon;
    Kona 6.III.1996r. - regular (87) 1,749 USD/gallon
    (3) Honolulu - 7.III.1996 - regular (87) 1,841 USD/gallon
  • Brak placówki konsularnej RP na Hawajach

Około 2-giej w nocy z konieczności budzimy się, bo dolatujemy do Honolulu, gdzie lądujemy o godz. 2.35 (4.35 czasu miejscowego). Jest ciemno, parno i nie za ciepło. Udaje się nam bezproblemowo odprawić grupowo. Potem intensywnie szukamy przechowalni bagażu, w końcu dotarliśmy do niej i oddajemy podstawowe bagaże na 4 doby (wcześniej już w Christchurch przepakowaliśmy się). Na podróż po Hawajach wybieramy się z ograniczonym bagażem tylko na 5 dni. Potem odszukujemy terminal skąd odlatują samoloty ALOHA Airlines. Odlatujemy wcześniejszym rejsem nr AQ33, boeingiem 737 do Lihue na KAUAI, czyli na "wyspę ogrodów". Pierwszy etap naszej hawajskiej podróży. Startujemy o 7.20 i po pokonaniu 166 km o 7.50 lądujemy w Lihue (samolot był prawie pełny, loty są co kilkadziesiąt minut). Odbieramy bagaże, z którymi zostają panie, a sami jedziemy busikiem do Budgeta po samochód. Pogoda jest bardzo niepewna i co gorsza prognoza na najbliższe dni fatalna. Po odebraniu świetnego samochodu, pakujemy się i jedziemy do naszego ośrodka, który leży w odległości 200 m od morza. Jest 9-ta (doba od 11-tej, ale dostajemy apartamenty, w jednym byśmy się wszyscy zmieścili). Umawiamy się na godz. 13-tą, trochę trzeba odpocząć i pospać. Niestety zaczęło padać, a potem lać. Nasze wyjście było pierwsze i ostatnie. Z planów krajoznawczych nic nie wyszło. Ze względu na deszcz występ zespołu hawajskiego o 17-tej w centrum odwołany. Zrobiliśmy krótką wycieczkę samochodową do centrum Lihue i trochę dalej na wschód wyspy, wracamy do "domu" i już o 19-tej siadamy do kolacji, z bardzo minorowymi nastrojami, próbujemy je co nie co zmienić. Dzwonimy do Nowego Jorku i już wiemy, że 6 uczestnik wyprawy do Kalifornii nie dojedzie ze względu na chorobę.

Po raz pierwszy idziemy wcześnie spać. Źle nas przyjęły Hawaje, a wszyscy się na nie "nastawiali". Zobaczymy co będzie jutro, były nawet propozycje wcześniejszego wyjazdu jeśli się nie zmieni pogoda. Skończył się dzień dodatkowo nam darowany do życiorysów.

32 dzień - 3 marzec (niedziela) 1996 r.

Trasa: Lihue - Koloa - Poipu - Kolau - Hanapepe - Waimea - Waimea Cayon - Lookout - Kekaha - Waimea - Hanapepe - Lihue - Wailua - Kapaa - Lihue (240 km/43 003)
(W) 7.20 (S) 23.50 (O) 10.10 z Lihue (P) 14.55 do Lihue

img Hawaje- Wyspa Kauai

Niestety ciągle pada, w związku z czym dziś śniadanie późno, bo tuż po 9-tej, ale ostatecznie mimo deszczu postanowiliśmy jechać w kierunku Kanionu Waimea tuż po 10-tej. Po drodze skręcaliśmy nad ocean do Poipu, ale zamiast gejzeru morskiego, mamy gejzery deszczowe. Nadzieja został jednak nagrodzona, pod Waimea przestaje padać, ale na punkcie widokowym tylko w momentach przewiewania chmur widzimy dno wspaniałego kanionu. Wracamy z kanionu inną drogą przez Kekaha, teraz już krajobrazy wspaniałe, czyli coś z "wyspy ogrodów" jest. O 13.50 już jesteśmy na lunchu w Sizzlerze w Wailua. Szybko wracamy do domu, bo jest słońce i o 15.00 jesteśmy już na plaży w pobliżu naszego ośrodka (do portu wpływa potężny wycieczkowiec pływający między wyspami hawajskimi). Po 2 godzinach wracamy do ośrodka i zaraz potem jedziemy do Wailua (znów trochę siąpi) do wodospadu Opaekaa (w pobliżu hotel Presley’a jest zamknięty). Robimy uzupełniające zakupy i wracamy. Nadal pogoda niepewna. Znów dziś wcześniejsza kolacja, bo o 20-tej. Wszyscy dzwonią do kraju.

33 dzień - 4 marzec (poniedziałek) 1996 r.

Trasa: Lihue - Lihue (lotnisko 3 km) - Honolulu - Kona (443 km) - Kona/ośrodek wypoczynkowy - centrum - ośrodek (533 km/43 536)
(W) 6.00 (S) 23.30 (O) 9.15 z Lihue (P) 10.49 w Kona

img Wyspa Oahu - jazda Harleyem

Dziś wczesne śniadanie (6.59) bo lecimy na kolejną wyspę. O 7.15 odjeżdżamy z ośrodka, po drodze się tankujemy, 7.30 jesteśmy na lotnisku, potem oddajemy samochód. O 9.16 startujemy boeingiem 737 ALOHA Airlines nr rejsu AQ104 ze stopem w Honolulu. O 9.40 lądujemy w Honolulu, następnie o 10.20 startujemy aby ostatecznie po pokonaniu 440 km wylądować w Kona o 10.49. Rytuał się powtarza: bagaże, samochód bierzemy inny niż zarezerwowany (większy i nowiutki). O 11.30 wyjeżdżamy z lotniska i jedziemy do naszego wspaniałego ośrodka położonego nad samym morzem po wschodniej stronie Kony (kilkanaście kilometrów). Po drodze zatrzymujemy się przy wypożyczalni Harleyów. W hotelu jesteśmy o 13-tej, jedziemy na piąte piętro, potem na lunch w restauracji, w której fale oceaniczne dosłownie czasami sięgają dań na stole. Po lunchu dziewczyny idą się opalać na basen, a my jedziemy wypożyczyć Harleya (wypożycza Jurek - 130 USD na dobę + 10 USD ubezpieczenia). Po 17-tej wszyscy jedziemy do centrum Kony "pilotowani" przez Harleya (wcześniej Jurek wszystkie panie obwiózł Harleyem). Wędrujemy bulwarami, chodzimy po sklepach, kafejkach i kończymy naszą wędrówkę w nadmorskiej restauracji (chyba "KONA Inn") obiado-kolacją z kuchnią hawajską (jest kurczak po hawajsku i ryba Mahi-Mahi). Potem jeszcze spacer i o 22.30 jesteśmy w hotelu.

34 dzień - 5 marzec (wtorek) 1996 r.

Trasa: Kona - Captain Cook - Waiohinu - Ka Lae (przylądek) - Waiohinu - Volcano - Hilo - Waikii - Puuanahulu - Huehue - Kona (447 km/43 983)
(W) 7.20 (S) 23.56 (O) 9.20 z ośrodka w Konie (P) 20.00 do Kony

img Wyspa Hawaii - krater wulkaniczny

Dziś planowana całodzienna wycieczka do największej atrakcji Hawajów (wulkanów). Pogoda z rana była dobra, ale później niestety się zmieniła. Śniadanie o 8-mej, potem oddajemy Harleya i o 9.20 wyruszamy na okrężną wycieczkę po największej wyspie. Po drodze nie tylko wspaniałe krajobrazy, ale przede wszystkim wspaniała roślinność. Przed Waiohinu skręcamy na południe na przylądek Ka Lae (11 Mn), miejsce ładne, ale zielonej plaży nie widzieliśmy. Zaczyna się psuć pogoda, wulkany są w chmurach. Do Parku Narodowego Wulkanów dojeżdżamy o 12.40. Spotyka nas druga przykra niespodzianka (pierwsza to zmienna pogoda) - w hotelu nie możemy zjeść lunchu bo jest częściowy remont i lunch tylko dla gości hotelowych.

img Wyspa Hawaii - lawa wulkaniczna

Jesteśmy na wysokości 1227 m n.p.m. Słaba widoczność do fotografii. Jedziemy samochodem na okrężną wycieczkę wokół dymiącej kaldery z dwoma kraterami. Zatrzymujemy się na punktach widokowych. Zwiedzamy też jaskinię w lawie. Objazd kończymy o 14.30 i jedziemy na lunch do Hilo (senne i nieciekawe miasto). Humory się po jedzeniu trochę poprawiły i mimo nikłej nadziei na zmianę pogody postanowiliśmy jechać drogą między dwoma największymi wulkanami (Manua Loa - 4169 m n.p.m. i Manua Kea - 4155 m n.p.m.). Udało się, na wysokości około 2000 m n.p.m. pokonaliśmy chmurę. Mamy czyste niebo, ostre słońce, biel obu stożków wulkanów i wokół księżycowy krajobraz pokryw lawowych. Zaczynamy zjeżdżać w dół. O zachodzie słońca (18.50) jesteśmy w Kona, krótki odpoczynek przy kawce w znanej nam kafejce. Z hotelu po kolacji przy drinku oglądamy to co nakręciliśmy.

35 dzień - 6 marzec (środa) 1996 r.

Trasa: Kona - Kona (lotnisko) (27 km) - Honolulu (301 km) - Honolulu (miasto) (335 km/44 318)
(W) 5.55 (S) 23.55 (O) 10.57 z Kona (P) 11.35 do Honolulu

img Wyspa Oahu - słynna plaża WAIKIKI

Mimo wczesnej pobudki na lotnisko przyjeżdżamy dość późno i jest trochę nerwówki, bo jak na złość długo oddajemy samochód, ale zdążyliśmy. O godz. 10.57 boeingiem 737 "Luukia" nr rejsu AQ130 ALOHA Airlines startujemy do Honolulu, gdzie po dokonaniu 274 km lądujemy o 11.35. Odbieramy główne bagaże z przechowalni i samochód, jedziemy do pobliskiego hotelu. Odświeżamy się i już o 12.30 jedziemy do centrum, zaczynając od lunchu w International Plaza Market (stół szwedzki po 6 USD).

O 14-tej zaczynamy wędrówkę po okolicy zaczynając od słynnej, przereklamowanej plaży WAIKIKI, nowoczesny kościół St. Augustine by - the Sea, Park Kapiolani, potem szukamy gdzie są występy polinezyjskie, ale ze względu na silny wiatr wszystkie plenerowe są odwołane. W końcu udaje się nam obejrzeć w jednej z restauracji razem z Japończykami straszną chałę (tańce polinezyjskie na rockandrollowych podkładach). Zwiedzanie kończymy w japońskiej restauracji kolacją z loabsterem. W hotelu jesteśmy o 22.30. Jeszcze pakowanie i przygotowanie do ostatniego przeskoku, podróży do Kalifornii. Generalnie chyba ze względu na zbyt wygórowane wyobrażenia i niezbyt dobrą pogodę prawie wszyscy są trochę zawiedzeni Hawajami.

36 dzień - 7 marzec (czwartek) 1996 r.

Trasa: Honolulu (5 km) - Los Angeles (4163 km) - San Francisco (4694 km) - San Francisco (centrum) (4721 km/49 039)
(W) 5.55 (S) 23.50 (O) 9.12 z Honolulu (P) 15.51 w Los Angeles (O) 18.03 z Los Angeles (P) 18.51 - San Francisco

O 8.15 jesteśmy już po śniadaniu, oddaniu samochodu i odprawie biletowej. O godzinie 9.12 startujemy boeingiem 767 nr rejsu NZ50 Air New Zealand, po śniadaniu każdy robi co chce. O godz. 15.54 lądujemy w San Francisco po pokonaniu 4158 km. Bagaże musimy jednak wziąć ze sobą i przejść przez cło (bez problemu), mimo tego że w Honolulu odprawialiśmy je bezpośrednio do San Francisco.

K A L I F O R N I A

  • Nazwa: The Great Seal of the State of California
  • Stolica: Sacramento (383 000 mieszk., 1600 000 mieszk. zespół - 1992 r.)
  • Czas pobytu: 7 - 16 marzec (czwartek - sobota) 1996 r.
  • Trasa: Los Angeles - San Francisco - Oakland - Tracy - Gustine - Merced - Mariposa - Yosemite Village - Fresno - Dinuba - Orange Cove - Logdepole - Three Rivers - Visalia - Delano - Bakersfield - Tustin - Oceanside - Solana Beach - Los Angeles - Solana Beach - Escondido - Riverseide - Barstow - Henderson - Hoover Dam - Las Vegas - Laughlin - Dead - Barstow - Escondido - Oceanside - Solana Beach - San Diego - Solana Beach - Dana Pont - Long Beach - Hollywood - Tustin - Solana Beach - Los Angeles
  • Klimat: w części południowej i środkowej podzwrotnikowy o wpływach morskich, na południu zwrotnikowy pustynny, średnia temperatura w styczniu w górach Sierra Nevada ujemna, na wybrzeżu i południu +13˚C, w lipcu od +13˚C na NW do +33˚C, temperatury u wybrzeży kształtuje zimny prąd kalifornijski. Małe deszcze padają od stycznia do maja, latem są niewielkie, ale w miastach za to największy smog. Minimum opadów i najwyższe temperatury w Dolinie Śmierci. Bardzo zmienna pogoda panuje w San Francisco i okolicy. W Sierra Nevada klimat charakterystyczny dla górskich obszarów.
  • Noclegi:
    (1) SAN FRANCISCO - "Travel Lodge", 790 Ellis Street, San Francisco, Kalifornia 94109, tel. (415) 775-7612, tel. bezpłatny 1-800-578-7878, fax (415) 621-4305, pokój 2-osobowy kosztował 67,20 USD. Przebywaliśmy tu od 7 do 8 marca 1996 r.
    (2) MERCED - MOTEL "6", 1215 "R" Street, Merced, California 95348, tel. (209) 722-2737, fax (209) 723-6672, pokój 2-osobowy kosztował 34,71 USD. Przebywaliśmy tu od 8 do 9 marca 1996 r.
    (3) DINUBA - "BEST WESTERN AMERICANA", 1450 S Alta Ave, Dinuba, California 93618, tel. (209) 595-8401, fax (209) 595-9450, pokój 2-osobowy ze śniadaniem kosztował 55 USD. Przebywaliśmy tu od 10 do 11 marca 1996 r.
    (4) SOLANA BEACH - WINNERS CIRCLE BEACH & TENNIS Rst, 550 Via de la Valle Solana Beach, California 92075, tel. (619) 755-6666, fax (619) 481-3706, koszt 2 apartamentów 4-osobowych z małymi kuchniami za tydzień wyniósł 552,17 USD (oczywiście jest to cena wynikająca z opłaty rocznej właściciela za apartament 8-osobowy i jego wymiany w RCI, a nie ceny ogólnie dostępnej). Przebywaliśmy tutaj od 10 do 15 marca 1996 r. (Rezerwację mieliśmy od 9 marca) z wyjątkiem 12-13 marca 1996 r.
    (5) LAS VEGAS - "HOLIDAY HOUSE", 2211 Las Vegas Blvd South, Las Vegas, Nevada 89104, tel. (702) 732-2468, fax (702) 735-2468, pokój 2-osobowy kosztował 37,80 USD. Przebywaliśmy tu od 12 do 13 marca 1996 r.
  • Dni świąteczne, elektryczność, opłata lotniskowa - patrz HAWAJE
    Banki z reguły są czynne od poniedziałku do czwartku 10.00 - 15.00 i w piątki 10.00 - 17.30, karty kredytowe w powszechnym użytku.
  • Czas: - 8 GMT
  • Język urzędowy: oprócz angielskiego zwłaszcza na południu również hiszpański
  • Narodowość: biali 85,6%, czarni 7,8%
  • Samochód: z wypożyczalni "THRIFTY", San Francisco Airport 309 East Millbrae Ave., Millbrae, California 94030, tel. (415) 259-1313. Był to mini van dogde automatic z air-condition, 8-osobowy, nr rejestracyjny 3PDW 736 California. Cena wypożyczenia ww. samochodu około 100 USD dziennie z ubezpieczeniem + 300 USD w przypadku oddania go w Los Angeles, szybkość dopuszczalna w Kalifornii 55 Mn/godz. Średnie spalanie benzyny regular (87) 7,36 G/100 Mn (od 6,66 do 7,36). Przejechaliśmy 2387 Mn, tj. 38,40 km.
  • Paliwo:
    Los Angeles (16.III.1996) w TEXACO koło lotniska:
    (1) regular (87)1,419 USD/galon
    (2) power + (89)1,499 USD/galon
    (3) premium (92)1,599 USD/galon
    (4) diesel1,479 USD/galon
    Regular (87) w okresie (9-16.III.1996 r.) kosztowała 1,219 w Los Angeles do 1,469 w Yosemite National Park).
  • W Los Angeles jest Konsulat Generalny RP
    3460 Wilshire Blvd.,
    Suite 1200 Los Angeles
    California 90010
    tel. (415) 365-7900

Okazuje się, że możemy lecieć wcześniej, więc oddajemy bagaże i o godz. 18.03 startujemy boeingiem 737-200 "DELTY" do San Francisco nr rejsu DL 301, po pokonaniu 531 km o godz. 18.51 lądujemy. Panie zostają, a my idziemy szukać naszego samochodu (jedziemy dość daleko busikiem), telefonicznie z lotniska rezerwujemy nocleg w centrum miasta w "Travellodge". Są kłopoty z samochodem, ale na szczęście szybko został rozwiązany. Nie było w komputerze naszej rezerwacji i w cenie nie było podane, że płacimy za odprowadzenie samochodu z Los Angeles, gdzie będziemy go oddawać. Około 20.35 jesteśmy z powrotem na lotnisku po panie i bagaże, a w hotelu w centrum około 21.20 (po drodze było San Francisco "by night"). Po zakwaterowaniu już po 10 minutach idziemy na nocny spacer. Najpierw kolacja u Chińczyka, a na zakończenie trafiamy na rodzynek tzn. Kawiarnię "HARD ROCK" przy 1699 Van Ness Ave, tel. (415) 885-1699, gdzie są pamiątki po wielu bardzo znanych piosenkarzach i nie tylko m.in. po E. Presleyu. Oglądamy co się da, oczywiście przy drinku i około 23-ciej wracamy do hotelu.

37 dzień - 8 marzec (piątek) 1996 r.

Trasa: San Francisco (17 km - statek) - Golden Gate - San Rafael - San Leandro - San Jose - Gustine - Merced (270 km/49 309)
(W) 7.00 (S) 0.40

img San Francisko - więzienie Alcatraz

Pakujemy się i bagaże przenosimy do samochodu, potem idąc na zwiedzanie pieszo do niezbyt odległego centrum jemy śniadanie, stosunkowo drogie, a jednocześnie bardzo lekkie. Idziemy koło Croker Galleria do Financial District po drodze wstępując do marketu z płytami compactowymi (absolutny szok - bo to był dom towarowy tylko z CD). Potem prawie dochodzimy do Ferry Building, a następnie do Jackson Square z Transamerican Pyramid. Po odpoczynku idziemy do Chinatown, a następnie słynnymi tramwajami jedziemy nad Zatokę i płyniemy na około 45-minutową wycieczkę statkiem pod Golden Gate i następnie wokół wyspy Alcatraz z więzieniem.

img Most Golden Gate

Po powrocie idziemy do restauracji "morskiej" na lunch, po którym wracamy do tramwaju i podjeżdżamy jak najbliżej naszego hotelu. Resztę drogi idziemy pieszo, posilając się kawą po drodze. Opóźnieni, około 16-tej wyjeżdżamy z centrum przez słynny Golden Gate (są ciekawsze mosty). Wszyscy jesteśmy trochę zawiedzeni, chyba znów to przereklamowane.

Oglądamy panoramę miasta przez Zatokę, którą w ostateczności objeżdżamy wkoło. Na wysokości Berkeley sprawdzamy nowy sprzęt (kamerę), która "lepiej widzi" w nocy od standardowych. Potem trochę się nam zjazdy z autostrady nr 5 "pokićkały". Ostatecznie zjeżdżamy dopiero na wysokości Gustine. Do Merced lokalną drogą dojeżdżamy dopiero po 20-tej. Po zakwaterowaniu zamiast iść na kolację, długo, intensywnie, z dużą nerwowością szukamy paszportu jednej z uczestniczek. Sytuacja staje się niesympatyczna. Na szczęście wszystko dobrze się kończy. Paszport jest. Na kolacji jesteśmy w pobliskiej restauracji, tuż przed 23-cią. Jeszcze były telefony do kraju.

38 dzień - 9 marzec (sobota) 1996 r.

Trasa: Merced - Mariposa - Yosemite Village (Yosemite National Park) - Fresno - Dinuba (368 km/49 677)
(W) 6.40 (S) 22.50

img Yosemite National Park- wodospad Lower

Po śniadaniu już po 8-mej jedziemy dalej (dziś dzwoniliśmy do Solany Beach aby poinformować, że przyjedziemy dzień później). Pogoda bez zarzutu. Góry coraz bliżej, w końcu widać już śnieg. Około 11-tej drogą nr 140 dojeżdżamy do Yosemite National Park. Jest sporo śniegu nie tylko u góry, ale i w dolinie (Yosemite Valley), bo to przecież dopiero bardzo wczesna wiosna, ale turystów już jest sporo. Ciągle się zatrzymujemy na fotki, oglądamy m.in. najsłynniejszą ścianę El Capitano (2307 m n.p.m.), wodospady na czele z Lower Yosemite. Byliśmy też w Visitor Center nie tylko na przekąsce, ale i drobnych zakupach. Wcześniej panie obserwowały ślub w małym kościółku w dolinie. Po zatankowaniu się w najdroższe paliwo, około 14-tej musimy jechać dalej. Widoki pyszne, słońce nas trochę ogrzewa. W Fresno pustym, typowym mieście amerykańskim jesteśmy koło 17-tej. Poszliśmy na lunch do meksykańskiej restauracji "Guadalajara" nie tyle smacznej, co obfitej jak się później okazało.

img Yosemite National Park- - El Capitano

Około 19-tej wyruszamy dalej w kierunku następnego Parku Narodowego. Było ciemno. Pilot przegapił drogę i zamiast u celu w Lodgepole wylądowaliśmy na nocleg w Dinubie w bardzo ładnym motelu (wcześniej w miejscowej restauracyjce wypiliśmy herbatę).






39 dzień - 10 marzec (niedziela) 1996 r.

Trasa: Dinuba - Orange Cove - Clingan's Jct. - Lodgepole - Three Rivers - Visalia - Tulare - Bakersfield - Los Angeles (wschodnie obrzeża) - Oceanside - Solana Beach (681 km/50 358)
(W) 6.40 (S) 23.00

img Sequoia National Park - General Sherman

Rano naprawdę okazało się gdzie jesteśmy. Pogoda wspaniała. Trochę od drogi głównej jednak zjechaliśmy (kilkanaście kilometrów). Wokół różne uprawy monokultur, m.in. gaje pomarańczowe. O 8-mej już jesteśmy na trasie. Śniadanko cieniutkie, ale było w hotelu. Po dotarciu do drogi głównej zaczynamy się piąć coraz wyżej. Śniegu coraz więcej. Jedziemy drogą nr 180 (wcześniej 63). Prawie na wysokości 2000 m n.p.m. z drogi 180 skręcamy na SE w drogę nr 198 do Sequoia National Park (180 prowadzi do Kings Canyon National Park). Przed południem jesteśmy w Lodgepole. Tutaj jest prawdziwa zima - 2048 m n.p.m. Po drodze było wyżej i ponad 1 m śniegu. Są już sekwoje. Krótki odpoczynek i jedziemy do celu, czyli General Shermann Tree (krótki postój) i zaczynamy karkołomny zjazd w dół, po drodze się zatrzymując na zdjęcia (wspaniałe krajobrazy).Około 14-tej jemy w wiosennym słońcu i zieleni lunch w Tree Rivers. Sierra Nevada została już za nami, choć w oddali będzie nam towarzyszyć, aż do wysokości Los Angeles.

img Sequoia National Park - Sekwoja

W Tulare wjeżdżamy na autostradę nr 99, a za Bakersfield na nr 5. Jedziemy w zasadzie bez zatrzymywania się z wyjątkiem małego zawirowania na peryferiach Los Angeles, gdzie musimy przymusowo zjechać, aby się zatankować. Do Solana Beach, czyli do naszej 6-dniowej bazy (RCI) docieramy o zachodzie słońca (około 20-tej). Rozpakowujemy się. Po kolacji jeszcze mały spacer w najbliższą okolicę.

40 dzień - 11 marzec (poniedziałek) 1996 r.

Trasa: Solana Beach - Los Angeles - Solana Beach (360 km/50 718)
(W) 7.20 (S) 23.35

img Los Angeles - ulice miasta

Po porannym rozpoznaniu, zrobieniu zakupów i śniadaniu już dziś postanowiliśmy pojechać do Los Angeles, tym bardziej że woda w oceanie do kąpieli nie zachęca (wpływ prądu widoczny) i pogoda jest niezbyt pewna. Jedziemy autostradą nr 5 i tak będziemy wracać. Udaje się nam bez problemu zjechać do samego centrum. Dojechaliśmy w nieco ponad 1,5 godziny. Chyba wszystko co można było zobaczyć w centrum to zobaczyliśmy chodząc na piechotę, tylko do Chinatown pojechaliśmy. Zwłaszcza panie korzystały z możliwości robienia zakupów nie tylko damskich. Panowie zresztą też. Tylko okres lunchu dał chwilę wytchnienia. Przyjechaliśmy około 11-tej i prawie do 18-tej byliśmy. W drodze powrotnej na życzenie pań raz zjechaliśmy do zespołu sklepów ale był to zły wybór, pewną rekompensatą było zatrzymanie się w centrum Solana Beach. Około 21-ej jesteśmy z powrotem w ośrodku.

41 dzień - 12 marzec (wtorek) 1996 r.

Trasa: Solana Beach - Escondido - Temecula - Riverside - Bastow - Henderson - Hoover Dam - Las Vegas (634 km/51 352)
(W) 6.10 (S) 0.45 (O) 8.00 z Solana Beach (P) Hoover Dam
(P) 15.15 Las Vegas

img Las Vegas- casino

Dziś wyjeżdżamy z naszego ośrodka na 2 dni z noclegiem w Las Vegas z zamiarem dotarcia do Grand Canyon Colorado. O 8.30 jesteśmy na trasie do autostrady nr 15 jedziemy skrótem (droga S6) i potem dość często ile nasz van wyciągnie, choć to w niezgodzie z przepisami. Pogada i krajobrazy zmienne. Za Barstow pogoda się stabilizuje (jest niezła) i krajobraz też na równinny, półpustynny. Na krótki odpoczynek połączony z konsumpcją owoców zatrzymujemy się po 200 milach i jedziemy dalej. Im bliżej Las Vegas tym więcej i coraz większych reklam hoteli, kasyn, itp. Już widać miasto, ale my najpierw jedziemy na największą zaporę wodną świata - Hoovera (232 m wysokości), skręcając z autostrady nr 15 w drogę nr 146. Na zaporze jesteśmy przed 13-tą. Wrażenie olbrzymie. Parkujemy, kupujemy bileciki i ustawiamy się w kolejkę (też są i w Ameryce), aby zjechać na dół do turbin i obejrzeć ją dokładnie z przewodnikiem Potem na zakończenie przejeżdżamy tylko na chwilkę na drugą stronę rzeki (to już stan Nevada i różnica w czasie) i potem prosto do Las Vegas, gdzie jak się później okazało nie jest łatwo o tani hotel (chyba faktycznie szybciej można zawiązać węzeł małżeński) ale w końcu się udało. Idziemy na lunch, podczas którego ostatecznie ustalamy program dnia jutrzejszego - do Grand Canyonu. Decydujemy się rano lecieć samolotem i potem na miejscu wycieczka busikiem. Dajemy zaliczkę (wyjazd kompleksowy ma kosztować 135 USD z lunchem i wszystkimi przejazdami). Niestety pogoda się psuje, zaczyna siąpić, w związku z czym postanawiamy wszystko objechać, ale zdjęć niewiele się da zrobić. Znów stawiamy samochód na parkingu i zaczynamy chodzić od hotelu do hotelu (od kasyna do kasyna), w niektórych nawet trochę grając za niewielkie pieniądze. Faktycznie w nocnej iluminacji kasyna, hotele Las Vegas robią wrażenie, zwłaszcza słynne kasyno Cezar. Wcześniej byliśmy w Luxor i Excalibur. Jak na Las Vegas to szybko znaleźliśmy się w swoim hotelu, bo przed północą. W dzień Las Vegas zwłaszcza poza główną arterią jest "bez wyrazu".

42 dzień - 13 marzec (środa) 1996 r.

Trasa: Las Vegas - Laughlin - Dead - Barstow - Riverseide - Escondido - Oceanside - Solana Beach (798 km/52 150)
(W) 6.50 (S) 23.30 (O) 8.50 z Las Vegas, 12.00 z Laughlin
(P) 20.35 Solana Beach

img Zapora Hoovera koło Las Vegas

Z wyjazdu do Grand Canyon nic nie wyszło, gdyż tam pada. Odbieramy zaliczkę, idziemy na śniadanie i zaraz potem wracamy do Solana Beach, ale inną drogą, przez Laughlin odległego o 84 mil do Las Vegas. Jest to siostrzane miasto nad rzeką Colorado (w pobliżu kolejna zapora - Davisa, dużo mniejsza) z rozmachem się rozbudowuje na pustyni. Już jest kilka kasyn na czele z rzucającym się w oczy Colorado. Po 1,5 godzinnym pobycie jedziemy na S drogą nr 95 do autostrady nr 10, którą dojedziemy do znanego już nam Barstow. W miejscowości Lubeck (kilka domów w półpustynnym krajobrazie) zatrzymujemy się na lunch i godzinny wypoczynek. Pogoda się psuje już do Laughlin. Kilka razy łapie nas silny deszcz. Z Barstow jedziemy tą samą drogą, ale nie udało się nam dobrze zjechać w Escondido. Trochę błądzimy szukając zjazdu, w efekcie trasa się wydłużyła i przejeżdżamy przez Oceanside. Kolacja, a potem w pokojach zaczynamy opisywać zdjęcia. Prognoza pogody na jutro - fatalna, więc mamy jechać do Los Angeles.

43 dzień - 14 marzec (czwartek) 1996 r.

Trasa: Solana Beach - Del Mar - San Diego - Solana Beach (116 km/52 266)
(W) 6.20 (S) 0.20

Śniadanie trochę późniejsze, z rana pogoda była bardzo dobra: słońce, więc zmiana palnów. Idziemy nie na plażę, ale basen i dopiero około godz. 11-tej jedziemy do San Diego przez Del Mar do Sea World. Wrażenie duże, ale nie zdążyliśmy zobaczyć wszystkich "punktów programu". Delfiny są fantastyczne, świat Antarktydy - też. Po męczącym zwiedzaniu jedziemy do resztek "Starego" San Diego z okresu hiszpańskiego. Tam jemy lunch o późnej porze przy meksykańskiej muzyce. Potem jedziemy do City, które najpierw objeżdżamy (docieramy do hiszpańskiej wioski - Seaport Village), potem trochę chodzimy w rejonie Horton Plaza, kończąc wędrówkę z paniami w centrach handlowych. Tak się zmęczyliśmy, że zdecydowaliśmy się na przekąskę. Do ośrodka wracamy bardzo późno.

44 dzień - 15 marzec (piątek) 1996 r.

Trasa: Solana Beach - Oceanside - San Clementie - Long Beach - Hollywood - Los Angeles - Solana Beach (439 km/52 705)
(W) 6.10 (S) 2.10 (O) 8.28 z Solany Beach (P) 22.30 powrotny

img Los Angeles - Queen Mary

Dziś pogoda jest piękna, jedziemy jeszcze raz do Los Angeles, ale drogą nadmorską nad Zatoką Kalifornijską. Około 10-tej jesteśmy w Long Beach, zwiedzamy słynną Queen Mary (drogo, ale warto). Potem jedziemy dalej drogą nr 1, ale krajobrazy już gorsze (przemysłowe też są). Lunch jemy przy Santa Monica Blvd. i szybciutko jedziemy dalej do Uniwersal Studios w Hollywood, gdzie jesteśmy o 14-tej. Wrażenie robi, ale i obnaża też świat filmu pokazując to od wewnątrz. Po 2,5 godzinach mamy dość, jedziemy do centrum Los Angeles na ostatnie zakupy. Potem wracamy do Hollywood przy okazji przejeżdżamy przez część Beverly Hills. Jesteśmy w centrum przy Chińskim Teatrze, ale nie udaje się nam odbić własnych stóp, przy chodniku gwiazd.

img Hollywood

Przed 21-szą startujemy do domu, po 1h 40 min. jesteśmy w ośrodku. Ostatnia kolacja w tej podróży, podsumowanie i przed północą jesteśmy w apartamentach przystępując do niełatwego spakowania się do ostatniego etapu podróży do Warszawy.

45 dzień - 16 marca (sobota) 1996 r.

Trasa: Solana Beach - Los Angeles (lotnisko) (180 km) - Londyn (9239 km/61 944)
(W) 5.45 (S) ok. 23.00 (O) 8.20 z Solana Beach
(P) 9.50 lotnisko w Los Angeles

Po śniadaniu o 8.20 żegnamy się z naszym bardzo sympatycznym ośrodkiem i jedziemy najprostszą drogą na lotnisko (nr 5, a potem 450), gdzie jesteśmy już po 1,5 godzinie. Panie zostawiamy z bagażami, a sami jedziemy oddać samochód (w wypożyczalni spotkaliśmy jako pracownicę Polkę z Krakowa - p. Beatę, jest tutaj od 15 lat, trochę porozmawialiśmy). Wracamy po około godzinie i idziemy o 10.50 na odprawę biletowo-bagażową (bagaże nadajemy do Warszawy, 10 bagaży w sumie 192,6 kg). Okazuje się, że samolot jest opóźniony i w Londynie nie złapiemy LOT-u, więc Nowozelandka od razu przebukowuje nas na British Airways. Idziemy do strefy wolnocłowej na ostatnie zakupy (niewiele tu można kupić). W końcu idziemy do Jumbo-jeta boeinga 747-400 nr rejsu NZ2 Air New Zealand startujemy o 16.25 (a nie o 14.40), siedzimy po raz pierwszy rozbici, bo samolot prawie pełny. Około 19-tej otrzymujemy obiad. Wcześniej wiedząc o komplikacjach z podróżą dzwoniliśmy do kraju. Potem TV, notatki, opis zdjęć i usypiamy gdzieś nad Kanadą.

46 dzień - 17 marzec (niedziela) 1996 r.

Trasa: Londyn - Warszawa (1571 km/63 515)
(W) 12.00 czasu Los Angeles (P) 10.49 do Londynu, 15.04 do Warszawy

Około 24-tej wg czasu Los Angeles budzimy się za Grenlandią. Poranek w całej okazałości. Około 1-szej dostajemy śniadanie. W Londynie jesteśmy spóźnieni na Heathrow. Jest słonecznie, ale mglisto. Lądujemy o 3.47 (10.47 GMT). Przy rękawie czeka na nas stewardesa, bo samolot do Warszawy odlatuje o 11.10. Pilotuje nas przez lotnisko do naszego 51 gate. Ostatecznie ten samolot też jest opóźniony i o godz. 12.05 wystartowaliśmy boeingiem 757 British Airways nr rejsu BA 850 do końca nie będąc przekonanym czy lecą z nami nasze bagaże. Na pokładzie ustalamy zasadę przegrania taśm video. Zaskakuje nas w tym locie BA bo palenie tytoniu jest dozwolone, tego w LOT-cie na liniach europejskich nie ma, a samolot prawie pełny. W Warszawie na Okęciu lądujemy spóźnieni o 45 minut o godz. 15.04 po pokonaniu ostatnich 1571 km. Niestety bagaże wszystkie nie przyleciały, trzeba reklamować. Na wszystkich oczekują najbliżsi.

Wylecieliśmy 2 lutego, lecąc na wschód, a po 46 dniach wróciliśmy do punktu startu z zachodu.

W CAŁEJ PODRÓŻY pokonaliśmy 63 515 km z t e g o:

  • samolotami - 48 039 km, tj. 75,60%
  • samochodami - 15 297 km, tj. 24,10%
  • statkami, promami, łodzią - 169 km, tj. 0,28 %
  • pieszo (bez wędrówek miejskich) - 10 km, tj. 0,02 %

Najważniejsza uwaga to wręcz komunał, trzeba mieć PROGRAM, WIEDZIEĆ PO CO SIĘ JEDZIE i realizować go z żelazną DYSCYPLINĄ.

Stanisław Gębski

strona 1

img